Federacja Wlkp
Strona główna
wtorek, 22 czerwiec, 2010 - 17:05
PRASA: Nie będzie podwyżek w 2011r. ?
Wersja do wydrukuWersja PDF

Pracownicy sfery budżetowej nie mają co liczyć na podwyżki w przyszłym roku. Rząd nie planuje jednak zamrożenia płac. Wynagrodzenia wzrosną w stopniu zbliżonym do inflacji – ustaliła ”Rz”.

Reguła wydatkowa, która ma wejść w życie od przyszłego roku, zakłada, że wzrost wydatków elastycznych w budżecie o stopień inflacji plus jeden procent obejmie też wynagrodzenia. Jak się nieoficjalnie dowiedziała „Rzeczpospolita”, płace w budżetówce wzrosną jednak tylko o stopień inflacji, czyli realnie każdy pracownik państwowej administracji, żołnierze, policjanci, nauczyciele i osoby zatrudnione w służbie zdrowia otrzymają wynagrodzenia takie jak w tym roku.

Ekonomiści uważają jednak, że w sytuacji, kiedy nasze finanse publiczne nie są w najlepszej kondycji, deficyt finansów publicznych przekracza 7 proc. PKB, grozi nam naruszenie konstytucyjnego progu 60 proc. długu w relacji do PKB, a przyszłoroczny deficyt budżetowy sięgnie tegorocznego poziomu, płace powinno się zamrozić.

Dlaczego rząd tego nie robi, skoro Francja, Wielka Brytania i Węgry już taki zamiar ogłosiły, a Hiszpanie zapowiedzieli nawet 5-proc. obniżkę? – Bo oni muszą, a my nie – odparł wiceminister finansów Ludwik Kotecki. Ekonomiści ripostują: – Zaczekamy, aż też będziemy musieli?

Sytuacja jest jednak bardziej skomplikowana. Przed wyborami parlamentarnymi politycy boją się zaproponować takie rozwiązanie. Poza tym apetyty pracowników są dużo wyższe. – Chcemy zaproponować rządowi na Komisji Trójstronnej podwyżki na 2011 rok dla pracowników budżetówki sięgające 5,3 proc. – wyjaśnił „Rz” Zbigniew Kruszyński z prezydium „Solidarności”. – 1,3 proc. z tego to wyrównanie za 2010 rok, ponieważ okazało się, że inflacja zamiast planowanego 1 proc. sięgnie około 2,3 proc. Kolejne 2,5 proc. to prognozowany poziom inflacji na 2011 rok, zaś 1,5 proc. to połowa szacowanego wzrostu PKB.

Kruszyński nie wyobraża sobie, aby mogło być inaczej, ponieważ nie można ograniczać pensji grup i tak zarabiających bardzo mało. – Dochodzą do nas głosy o wzroście tylko na poziomie inflacji, a nawet o zamrożeniu płac, jednak my będziemy negocjować – mówi związkowiec. – Skoro rząd liczy, że popyt będzie pobudzał gospodarkę, to musi zapewnić pieniądze Polakom, aby mieli z czego robić zakupy.

Doskonale zdaje sobie z tego sprawę nowo wybrany prezes NBP. W swych pierwszych wypowiedziach na temat wzrostu gospodarczego Marek Belka stwierdził, że jeśli chcemy wspierać gospodarkę, musimy dbać o popyt konsumpcyjny. Ten z kolei jest uzależniony od sytuacji na rynku pracy. – Na razie odbudowuje się poziom zatrudnienia i bardzo dużo zależy od płac – stwierdził szef banku centralnego. – Ale nie byłoby zbyt dobrze, gdyby płace rosły zbyt dynamicznie. Z drugiej strony to one na pewno będą decydowały o konsumpcji, a ta o wzroście gospodarczym – dodał prezes NBP.

Z kolei ekonomiści podkreślają, że w ostatnich latach państwo było szczodre dla konsumentów – składka rentowa spadła o 7 punktów procentowych, wprowadzono dwie niższe stawki podatku PIT – 18 i 32 proc., a wybrane grupy pracowników budżetówki – np. nauczyciele czy pracownicy sądownictwa – mogły liczyć na wysokie podwyżki. Od września tego roku pensje w szkolnictwie rosną o 7 proc., zaś zatrudnionym w sądownictwie zagwarantowano wzrost płac o 6,8 proc.

– Budżetówka nieźle sobie poradziła w czasach kryzysu – podkreśla Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu. – Dwa ostatnie budżety nie były dla niej skąpe, dlatego teraz powinna zrozumieć sytuację.

Jankowiak proponuje całkowite zamrożenie płac, co w rzeczywistości oznaczałoby ich spadek o 2,5 proc. – To istotna pozycja w budżecie, w tym roku na podwyżki wydano 1,2 mld zł – dodaje ekonomista. Identycznego zdania jest Maciej Reluga z BZ WBK. – Nie jesteśmy na etapie cięć płac w budżetówce, ale ich zamrożenie powinno być naturalną rzeczą – wyjaśnia Reluga. – Nie powinniśmy czekać do momentu, kiedy takie posunięcie zostanie wymuszone przez stan finansów publicznych.

Fakt, że w budżecie na rok 2011 trudno będzie znaleźć jakiekolwiek oszczędności, podkreśla z kolei Piotr Kalisz z Citi Handlowego. – W obliczu potęgujących się obaw o przekroczenie kolejnego progu zadłużenia w relacji do PKB płace powinny być zamrożone – stwierdza ekonomista.

Ale jest jeszcze inne wyjście z sytuacji – wystarczy zachować na dotychczasowym poziomie fundusz płac. W budżecie na 2010 rok na wypłaty w budżetówce zabezpieczono prawie 26 mld zł. – Skoro rząd obawia się zapowiedzi, że podwyżek nie będzie, niech zamrozi fundusz płac – wyjaśnia Mirosław Gronicki, były minister finansów. – Tym samym zmusi dysponentów do przyjrzenia się zatrudnieniu i poziomowi wynagrodzenia. Dzięki zwolnieniu mniej efektywnych pracowników będą mieli pieniądze na podwyżki dla tych, których chcą w pracy zatrzymać.

W ten sposób przyszłoroczny deficyt mógłby być niższy o około 1,2 mld zł.

żródło: www.rp.pl

NSZZPNSZZPP